Niestety radni koalicji Nowa-PiS ponownie się popisali. Robią wszystko, aby gminę puścić z torbami, bo jak inaczej nazwać działania, gdy z jednej strony zmniejszają na każdym kroku wpływy do budżetu gminy, a z drugiej strony rozdają nasze pieniądze. Gmina ma w tej chwili dochody na poziomie tych z roku 2010, a radni podczas ostatniej sesji podnieśli dotację tylko dla jednego przedszkola i to prywatnego. Widać, że i w naszej gminie są radni, którzy lubią dzielić społeczeństwo na jeden i drugi sort – tym razem dotyczy to naszych dzieci.

Kto ma w tym ukryty interes i jaki?
Jedną z uchwał, nad którą pochylili się radni w czasie ostatniej sesji Rady Miejskiej, była ta autorstwa radnej Karoliny Jaklińskiej-Czyżak, która powstała wbrew opinii większości osób biorących udział w specjalnie powołanej komisji, która miała rozwiązać problem Zielonego Przedszkola, którego dyrektorem i właścicielem jest Jan Kopyciński.

Od bardzo dawna już, właściciel Zielonego Przedszkola skarżył się, że dotacja otrzymywana przez niego z gminy jest za niska i ma problemy z płatnościami. Ponieważ problem ten się powtarzał wielokrotnie, radni zdecydowali się o powołaniu specjalnej komisji, która miała się zająć tą sprawą i ją rozwiązać. W skład komisji weszli radni: Jowita Pawlak (Nowa), Jacek Jankowski (Nowa Lewica), Karolina Jaklińska-Czyżak, skarbnik gminy oraz pracownicy referatu ds. oświaty. Zaproszony został również Jan Kopyciński.

Na początku był problem, aby od właściciela Zielonego Przedszkola otrzymać rozliczenie otrzymywanych dotacji. Bronił tego z wszystkich sił. Na prośbę radnego Jankowskiego, aby przedstawił to rozliczenie i pokazał, jak wydatkowana jest przez niego dotacja, stwierdził, że gmina ma obowiązek naliczyć dotacje i ją wypłacić, a ona ją wyda, na co zechce i nic gminie do tego. Dodał też, że to radni i pracownicy urzędu muszą się przed nim rozliczyć, a nie on, bo dostają z jego podatków diety i pensje. Odmawiał wręcz pokazania rozliczenia. Wyjaśniono dyrektorowi przedszkola, że to prawda, iż jest on prywatnym przedsiębiorcą, ale dotacje, które otrzymuje, są pieniędzmi publicznymi, z którym ma obowiązek się rozliczyć. Te argumenty zadziałały i co się komisja dowiedziała z nich?

  1. Dotacja policzona została prawidłowo (to stwierdziła sama radna Karolina Jaklińska-Czyżak w czasie sesji). Inaczej jednak twierdzi pan Kopyciński i przy tym się upiera, choć dostawał stawkę na dziecko wyższą niż placówki gminne (870 zł na dziecko, gminne – 806 zł). Łącznie na konto przedszkola wpływała dotacja w wysokości 2,5 mln zł rocznie.
  2. Finansuje kadrze wychowawczej wycieczki zagraniczne, za które płaci właściciel przedszkola (czy aby z własnych pieniędzy?).
  3. W ramach dotacji, Jan Kopyciński, płaci 340 tys. zł rocznie za wynajem sal w budynku, którego właścicielem jest on i jego żona – sam sobie je wynajmuje.
  4. Ustalił sobie pensję w wysokości 2,5 krotność stawki nauczyciela dyplomowanego, co daje 150 tys. zł rocznie plus pochodne (w sumie to ponad 220 tys. zł).
  5. Wg rozliczenia Zielone Przedszkole nie miało żadnych zaległości.

Komisja ustaliła, że wystarczy zwiększyć częstotliwość przeliczania dotacji – zamiast dwóch razy w roku, do 4 razy w roku. I to w pełni zadowoliło pana Kopycińskiego. Okazało się też, kiedy pod koniec roku wpływało wyrównanie, właściciel nie zdążał z wykorzystaniem i rozliczeniem otrzymanej dotacji. I właściwie problemem była częstotliwość przeliczania dotacji, a nie zwiększanie dotacji. Zresztą na pytanie ze strony radnej Jowity Pawlak, do jakiej wysokości ma wzrosnąć dotacja: do 105 czy 110% a może więcej, dyrektor Kopyciński stwierdził, że on nie wie, ile chce, ale ile dacie, tyle przyjmę.

Pokłosiem komisji była więc aktualizacja dotacji oraz zwiększenie dotacji i zmiana w budżecie gminy, którą radni przyjęli, aby na rzecz Zielonego Przedszkola przelać blisko 100 tys. zł w ramach dotacji.

Jednak radna Karolina Jaklińska-Czyżak postanowiła zrobić dodatkowy prezent dla właściciela Zielonego Przedszkola, a mianowicie wniosła pod obrady Rady Miejskiej projekt uchwały, w którym czytamy: Rada Miejska w Nowogardzie wyraża zgodę na udzielenie z budżetu Miasta i Gminy Nowogard dotacji dla publicznych przedszkoli niebędących przedszkolami specjalnymi, prowadzonych w Mieście i Gminie Nowogard przez osoby prawne niebędące jednostkami samorządu terytorialnego oraz osoby fizyczne, na każdego ucznia w wysokości 125% podstawowej kwoty dotacji dla przedszkola, z tym że na ucznia niepełnosprawnego w kwocie nie niższej, niż przewidziana na takiego ucznia niepełnosprawnego w części oświatowej subwencji ogólnej dla Miasta i Gminy Nowogard.

Sęk w tym, że jedynym takim przedszkolem jest to przy ulicy Zielonej. To oznacza, że od 1 stycznia 2022 roku dotacja na jedno dziecko wynosić będzie w Zielonym Przedszkolu 1090 zł, zaś w gminnym kwota ta wynosi 806 zł.

Uchwała ta jest korzystna tylko dla Zielonego Przedszkola – a gdzie reszta?

Co zyskuje tą uchwałą dyrektor Jan Kopyciński? To mianowicie, że każda podwyżka dotacji dla przedszkola gminnego oznacza równocześnie podwyżkę dla Przedszkola Zielonego o dodatkowe 25% tej kwoty. I tak za każdym razem. Powiedzmy, że przedszkole gminne ma tyle samo dzieci, co Przedszkole Zielone to w momencie, gdy dotacja na to przedszkole gminne wyniesie 1 mln złotych, to do przedszkola pana Kopycińskiego trafi już 1 milion 250 tysięcy złotych, czyli 250 tysięcy więcej. Jeżeli po jakimś czasie dotacja na przedszkole gminne wzrośnie do 1.250.000 zł, to do Zielonego trafi kwota w wysokości 1.562.500 zł. Jakie to ma konsekwencje? A mianowicie takie, że dyrektor przedszkola gminnego nie może zatrudnić dodatkowych nauczycieli, a przez to zwiększyć liczbę dzieci, bo nie ma na to funduszy. W przypadku Przedszkola Zielonego dyrektor ma taką możliwość, aby zwiększyć liczbę wychowawców, a przez to i liczbę dzieci. Dzięki temu jest w stanie podnieść dodatkowo wysoką już dotację od Gminy dla swego przedszkola. Bo przypomnijmy, że wysokość dotacji uzależniona jest od ilości dzieci. Nie ukrywajmy, że Przedszkole Zielone to firma prywatna, której właściciel chce zarabiać jak najwięcej pieniędzy, bo taki jest mechanizm kapitalizmu. Nie prowadzi przecież swej firmy filantropijnie. Poszkodowane w tym przypadku będą za każdym razem nasze dzieci, które chodzą do gminnych placówek. To się nazywa sprawiedliwością w oczach radnych z koalicji PiS-Nowa.

Przyglądając się temu wszystkiemu, ma człowiek wrażenie, że realizowany jest kaprys jednej radnej kosztem dzieci z przedszkoli gminnych. Sztuczne napychanie prywatnej kieszeni. Dlaczego? Oświata nowogardzka była i jest biedna, a przez takie działania będzie jeszcze biedniejsza. Obniżone dochody gminy przez radnych do poziomu z roku 2010 i decyzje oparte na populizmie sprawiają, że wydatki gminy wzrastają w ten sposób niewspółmiernie do dochodów gminy.

Skąd taki ruch w stronę prywatnego przedszkola i jego właściciela? Skąd to ogromne zainteresowanie? Od jakiegoś czasu tu i ówdzie na terenie gminy, da się słyszeć pytanie: Czyżby losy kariery zawodowej pani radnej Jaklińskiej-Czyżak miały się związać z działalnością Pana Kopycińskiego??? Bo skąd ta determinacja w zaspakajaniu potrzeb „prywaciarza”, a mniejsza troska w tym przypadku o gminne przedszkola?

W czasie ostatniej sesji Rady Miejskiej (11.01.2022), na sam jej koniec, radna Karolina Jaklińska — Czyżak poinformowała zebranych, że otrzymała maila z redakcji Radia Nowogard z pytaniem: Czy dostała propozycje pracy w Przedszkolu Zielonym? Udzieliła z miejsca odpowiedzi, że nie otrzymałam propozycji pracy w Zielonym Przedszkolu, nie aplikowałam o pracę w tej instytucji. Ponadto, że nie posiadam kwalifikacji do pracy w przedszkolu i na chwilę obecną nie jestem zainteresowana pracą w jakimkolwiek przedszkolu. Podobne pytanie Radio Nowogard wysłało do dyrektora Przedszkola Zielonego, jednak ten odpowiedzi nie udzielił do dziś.

Rozumiemy wątpliwości mieszkańców, bo gdyby pani radna Jaklińska – Czyżak martwiła się wszystkimi przedszkolami na terenie gminy Nowogard, to zaproponowałaby uchwałę równo traktującą wszystkich, a nie faworyzującą tylko jedno przedszkole i to prywatne w tak ewidentny sposób.

Zresztą Skarbnik zwrócił uwagę, że takie działanie spowoduje, że inni dyrektorzy poczują się poszkodowani, inny radny — Michał Wiatr z Nowej stwierdził, że to o to właśnie chodzi, aby dyrektorzy się wkurzyli i domagali się od burmistrza podwyższenia stawki dotacji dla innych przedszkoli. Można odnieść wrażenie, że od zawsze bardzo istotnym elementem w działaniach Radnego Michała Wiatra są próby psucia wizerunku burmistrza w oczach podwładnych oraz mieszkańców, czy na tym ma polegać rola Radnego?

Zapomniał jednak radny Wiatr o tym, że ta przyjęta m.in. przez niego uchwała została tak skonstruowana, że i tak stawia zawsze w pozycji uprzywilejowanej przedszkole, którego właścicielem jest Jan Kopyciński, bo każde podniesienie stawki dla przedszkoli gminnych oznacza, że jemu też zostanie podniesiona ta stawka, ale o 25% więcej. I tak „w koło Macieju”. Jeżeli gmina przeznaczy 1000 zł dotacji na dziecko w przedszkolu gminnym, to w przypadku Przedszkola pana Kopycińskiego będzie to kwota 1250 zł. Jeżeli znów kwota zostanie podniesiona do 1250 zł w przedszkolach gminnych, to do Zielonego trafi już kwota 1562,5 zł. I tak za każdym razem. A jeżeli to przemnożymy przez liczbę dzieci: 100, 200 czy 300 – różnica pomiędzy gminnymi przedszkolami a Zielonym rośnie już w dziesiątki tysięcy złotych. Niby nie jest to wiele, ale pomnóżcie te kwoty drodzy Państwo przez liczbę dzieci i zobaczycie, o jakich kwotach mówimy. A skąd je wziąć? Komu zabrać? Czy to ma się odbyć kosztem pozostałych placówek oświatowych, aby zyskało Zielone Przedszkole?   

Populizm goni populizm, albo interes prywatny goni interes prywatny.
Polityka reprezentowana przez radnych koalicji PiS-Nowa oznacza jedno: podział naszych dzieci na lepszy sort – te z bogatego Zielonego Przedszkola, gdzie nie trzeba kupować papieru, bo na wszystko starcza i te gorszego sortu – z gminnego przedszkola, gdzie nie starcza na materiały (to głos radnego Wiatra, któremu widocznie brakuje pieniędzy na to). Choć każdy z nas starszych pamięta, że rodzice w naszych czasach kupowali dla nas materiały do przedszkola, abyśmy mieli „swoje” i nikt na to nie narzekał. Było to coś normalnego.

Najwyższy więc czas wrócić do normalności i do praktykowania w życiu hasła: wszyscy jesteśmy równi. Nie ma równych i równiejszych, lepszych czy gorszych. Wszyscy jesteśmy traktowani tak samo – przede wszystkim nasze dzieci.

PS